Choć początkowo do Zadaru miałam dotrzeć w kwietniu, los chyba wiedział co robi, zmuszając mnie do uzbrojenia się w cierpliwość. I wiecie co? Październikowa Chorwacja skradła mi serce – kolorami, mniejszą liczbą turystów i idealnie nadającą się do zwiedzania aurą.
O tym, co zobaczyć w Zadarze i okolicach szczegółowo pisała już Paulina. Tym razem jednak zabiorę Was w te zakątki Dalmacji, o których wtedy tylko wspominała.
Booking.comJeziora Plitwickie
To miejsce to najstarszy i zarazem największy park narodowy w Chorwacji. Aktualnie jego obszar obejmuje powierzchnię blisko 300 km kw. Tutejszy system hydrologiczny składa się z 16 jezior nazwanych oraz kilku mniejszych, które przechodzą kaskadowo jedno w drugie. Od końca lat 70-tych Jeziora Plitwickie znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Park narodowy oferuje odwiedzającym aż siedem rożnych tras zwiedzania oraz cztery szlaki turystyczne. Dzięki temu wizytę w tym miejscu można idealnie dostosować do swoich potrzeb i możliwości. Poza odcinkami, które trzeba pokonać pieszo, zdarzają się też takie, które wymagają przeprawy niewielkimi promami lub powózki busem.
Park jest otwarty przez cały rok. Jednak ceny biletów różnią się w zależności od sezonu. W październiku jednodniowa wejściówka dla osoby dorosłej kosztowała 180 HRK, czyli ok. 115 zł). Do ceny biletu należy jeszcze doliczyć koszt parkingu. W naszym wypadku za 3 godziny postoju wyniósł on 32 HRK, czyli nieco ponad 20 zł).
Przy parku działa dobrze rozwinięta baza turystyczna. Jest kilka hoteli, punkty gastronomiczne czy sklepiki z pamiątkami.
Mimo tego, że główny sezon turystyczny zakończył się niemal dwa miesiące temu ruch na terenie Jezior Plitwickich był spory. Być może dlatego, że odwiedziłyśmy to miejsce w sobotę. Polecam spróbować w dzień roboczy.
Szybenik (Šibenik)
To niewielkie miasto to jedno z takich miejsc, do których sama pewnie bym nie trafiła. Polecił mi je kolega z pracy i dokładnie wiedział, co mówi. Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że swoim klimatem kupił mnie dużo bardziej niż Split. Bo ten ostatni, choć architektonicznie nie odstawał, to jednak miał w sobie dużo więcej z typowego wakacyjnego kurortu. Poza tym, w Szybeniku było spokojniej, a przez to i bardziej intymnie. Czyli dokładnie tak jak lubię.
Jeśli do Szybeniku wybieracie się autem, polecam zostawić je tu. To darmowy parking, niedaleko głównych atrakcji. Blisko stąd do Twierdzy Barone (Tvrđava Barone), czyli odnowionego fortu pochodzącego z XVII wieku, który oferuje widok na genialną panoramę miasta. Na miejscu znajduje się sklep z pamiątkami i knajpka. Jeśli tu dotrzecie, nie odmawiajcie sobie wypicia chociażby kawy z możliwością podziwiania niespiesznego życia, dziejącego się w oddali.
Obok Twierdzy Barone znajduje się Fort św. Jana (Tvrđava sv. Ivana). Tu również warto dotrzeć, by zobaczyć panoramę Sibenika z nieco wyższej perspektywy. Wejście na teren obu atrakcji jest płatne. Bilet łączony do obu miejsc dla osoby dorosłej kosztował 75 HRK, czyli niecałe 49 zł. Wejściówka, która uwzględniała również wstęp do Twierdzy św. Mikołaja (Tvrđave sv. Nikole), była odpowiednio droższa i o ile dobrze pamiętam jej cena wynosiła 115 HRK.
Kończąc zwiedzanie Twierdzy Barone i Fortu św. Jana polecam udać się w dół w kierunku starego miasta i po prostu zagubić się wśród tutejszych wąskich uliczek. Po drodze waszej uwadze na pewno nie umknie Katedra św. Jakuba (Katedrala sv. Jakova) czy Kościół św. Krzyża (Crkva Svetoga Križa).
Co ciekawe to właśnie w Szybeniku uruchomiono pierwsze na świecie elektryczne oświetlenie uliczne (1895 r.). A samo miasto jest jedynym założonym oryginalnie przez Chorwatów (pozostałe to dzieło Ilirów, Greków czy Rzymian). Zwiedzanie Szybeniku powinno być też gratka dla fanów “Gry o tron”, bowiem stąd pochodzą niektóre z ujęć Wolnego Miasta Braavos.
Split
Miasto, którego nikomu raczej przedstawiać nie trzeba, bo obok Dubrownika stanowi jedną z największych wizytówek Chorwacji. Warto je zobaczyć, jednak wydaje mi się, że w szczycie sezonu, przewijające się przez nie tłumy turystów mogłyby odebrać sporo klimatu.
Tym razem auto zostawiliśmy przy Muzeum Morskim. Tu link do punktu na mapie. Parking był darmowy i podobnie jak w Szybeniku położony niedaleko ścisłego centrum. To stąd udałyśmy się w kierunku Złotej Bramy (Zlatna vrat), imponującej konstrukcji zdobionej łukami i kamiennymi posągami, która prowadzi do pałacu Dioklecjana, wzniesionego w IV wieku przez Rzymian. Ten ostatni w dawnych czasach stanowił rezydencję cesarza i był miejscem, w którym stacjonował garnizon wojskowy.
Podobnie jak w Szybeniku i tu polecam postawić na powolny spacer wąskimi uliczkami i chłonięcie splitowskiego klimatu wszystkimi zmysłami. Bo to dużo lepszy sposób na dostrzeżenie jego piękna niż bieganie od punktu do punktu i odhaczanie kolejnych atrakcji. Tym bardziej, że nawet w październiku nie brakowało turystów.
Gdy już się odrobinę zmęczysz, polecam chillout nad nabrzeżem. Choć sama promenada jest bardzo gwarna, warto na chwilę przysiąść nad brzegiem i porozkoszować się odgłosami tętniącego życia miasta, mieszającego się z szumem fal. Poza tym z tego miejsca widoki są naprawdę malownicze.
W Splicie nie brakuje muzeów. Jeśli więc lubicie je zwiedzać do wyboru będziecie mieli: mieszczące się w dawnym szpitalu Muzeum Sztuk Pięknych (Galerija umjetnina Split), Muzeum Historii Naturalnej będące połączeniem muzeum i zoo (Prirodoslovni Muzej I Zoološki VRT) czy kameralne Muzeum Morskie (Hrvatski pomorski muzej).