Po południowej i wschodniej części Polski, które ostatnio gościły w naszych wpisach, przyszedł czas na klasyk – nasz ukochany Bałtyk! A wraz z nim kolejne “odkrycie” trafiające na osobistą listę “perełek” Polski. To miejsce zafascynowało mnie tak bardzo i było dla mnie takie… “egzotyczne” (?), że trafiłam tam dwukrotnie w tym roku. Domyślacie się już o jaką okolicę chodzi? Keep calm! Poniżej zdradzę więcej szczegółów 😉
Girls just wanna have fun
Nie będzie to kłamstwo, gdy zdradzę, że w dzieciństwie miałam małą styczność z wybrzeżem bałtyckim. Jako nastolatka jeździłam na obozy sportowe do Gdyni, a więc “laba” to to nie była 😉 Morza także zbyt wiele wtedy nie widziałam, a tym bardziej innych urokliwych, nadmorskich miejscowości. Ale na poznawanie nowych zakątków ojczyzny nigdy nie jest za późno!
Kilka tygodni lockdownu związanego z epidemią było męczarnią dla niejednego z nas. Dlatego, gdy tylko w maju powoli wszystko wracało do normalności wraz z przyjaciółkami zdecydowałyśmy się na krótki wypad nad Morze Bałtyckie. Babski wypad to zawsze dobry pomysł!
Za cel obrałyśmy więc środkową część wybrzeża – dotąd mi nieznaną. Padło na… Sasino. Ta nazwa przewijała się gdzieś przez Instagram niejednokrotnie, a zdjęcia okolicznej bezludnej plaży kusiły skutecznie.
Kierunek: Sasino
Możliwości dojazdu z Wrocławia w okolice Sasina miałyśmy kilka. Według Google Maps można obrać trzy trasy:
1) z Wrocławia trasą S8 w kierunku Łodzi, następnie autostradą A1 w kierunku Gdańska.
2) z Wrocławia trasą S5 na Poznań, a następnie autostradą A1 w kierunku Gdańska
3) Z Wrocławia trasą S5 w kierunku Poznania, następnie miasta: Oborniki, Piłę, Szczecinek i Słupsk.
My właśnie zdecydowałyśmy się na trzecią opcję, podziwiając przy okazji województwo wielkopolskie i kujawsko-pomorskie.
W dwie strony za przejazd tą trasą zapłaciłyśmy 362,66 zł. Fakt faktem, ekonomiczna biała strzała Ewy miała w tej całkiem atrakcyjnej kwocie swój wkład, ale warto także wspomnieć, że wówczas trafiłyśmy także na niskie ceny paliwa (poniżej 4 zł za litr). Pokuszę się o stwierdzenie, że za taką cenę to można jechać nie tylko na koniec Polski, ale i na koniec świata 🔥
Nocleg z klimatem
Chcąc uniknąć możliwego zatłoczenia w hotelach, spowodowanego powolnym ustępowaniem restrykcji, szukałyśmy noclegu w wolnostojących domkach.
Po sporym researchu sieci ostatecznie zdecydowałyśmy się na Prowansalskie Nuty – sasino-domki.pl.
Do dyspozycji miałyśmy jeden z trzech domków ulokowanych w Sasinie, w cichej i przyjemnej okolicy. Miejsce było bardzo komfortowe, dysponowało małym salonem z kuchnią oraz dwiema dwuosobowymi sypialniami na piętrze. Jak dla trzyosobowej ekipy miejsca było wystarczająco.
Nam trafił się akurat domek lawendowy – wnętrze było drewniane, całość utrzymana w klimacie prowansalskim. Dodatkowego uroku dodawał piecyk ogrzewany drewnem (tzw. koza), który co wieczór “umilał” nam czas spędzany na pogaduchach, grach planszowych oraz pałaszowaniu jedzenia i piciu wina. Dużym udogodnieniem było wyposażenie kuchenne, dostęp do TV oraz wifi, a także możliwość skorzystania ze sprzętu do grillowania czy sauny, w której nawet spędziłyśmy jeden wieczór 😛 Nasza “Prowansalska Nuta” oferowała 5/6 miejsc noclegowych (2 sypialnie z łóżkiem podwójnym oraz sofa w salonie). Koszt za dobę: 250 zł.
Okoliczne atrakcje
Morze Bałtyckie często kojarzy nam się z zatłoczonymi w sezonie plażami, z “jarmarkową” atmosferą, watą cukrową i goframi, a poza sezonem z martwymi miasteczkami, które zapadają w zimowy sen po wyczerpującym lecie.
Chcąc jednak uniknąć tej nadmorskiej “atmosfery” wybrałyśmy miejsce, które od tego standardowego klimatu Bałtyku nieco odbiega. Bo takie jest Sasino i tamtejsza plaża – z miękkim, czystym, drobnym piaskiem, który nawet w te chłodne majowe dni miło masował nasze bose stopy.
Brak tam gastronomii i węzłów sanitarnych. Do dyspozycji jest za to długa plaża, często świecąca pustkami – nawet w środku sezonu (przetestowane✌️)!
W okolicy znajduje się także latarnia morska w miejscowości Stilo – znana ostatnio z wielu zdjęć na Instagramie. Położona w środku boru sosnowego na wzgórzu, wyłania się ponad czubki iglastego morza drzewek. Latarnię można zwiedzać, jednak w maju w momencie, gdy wybrałyśmy się by ją zobaczyć, była zamknięta.
W odległości około 36 km od Sasina, jadąc w stronę Helu, warto zatrzymać się w miejscowości Dębki. To tam rzeka Piaśnica uchodzi do morza, co dla amatorów dronowania jest niemałą gratką. Widok z góry interesujący, poniżej wersja “letnia” tamtej okolicy – na co wskazują tak ochoczo kąpiący się turyści i lokalsi.
Z Sasina już rzut beretem w jedno z moich ulubionych miejsc w Polsce – czyli na Hel. Nie wiem dlaczego, ale przepadam za Półwyspem Helskim. Czuje tam jakiś inny mikroklimat. Poza tym kitesurfingowcy i windsurfingowcy “robią robotę”, dodając miejscu dodatkowej magii. Sama tych sportów nie uprawiam, lecz przebywając na Helu wzrasta we mnie poczucie wolności – a to jedna z tych rzeczy, która najbardziej mnie kręci w podróżowaniu.
Jak spędzić czas na Helu?
Można dotrzeć do samego końca cyplu i tam spacerem pokonać okoliczną trasę przy plaży. Jedną z atrakcji stanowi fokarium, my jednak z niej nie skorzystałyśmy. Hel to też mnogość knajp, w których za niedużą cenę można pożywić się smaczną, świeżą rybą. Warto pomyśleć o cieplejszych ubraniach, bo wiatr to stały bywalec naszego półwyspu 😉
Przemierzając drogę od Władysławowa na Hel mijamy kilka miejscowości oraz kilka campingów, które w sezonie letnim zamieniają się w mini miasteczka przyczep, gdzie stacjonują pasjonaci sportów wodnych. Jednym z takich miasteczek są Chałupy.
W sezonie letnim trafiłam do knajpki Karma ulokowanej właśnie w Chałupach. Moja ocena? Smacznie, może z nieco wyższymi cenami, ale bardzo klimatycznie. Dla mniej wymagających polecamy po prostu oddać się chillowaniu na plaży, przy jednym z falochronów i delektować się chwilą.
Mamy w Polsce prawdziwą pustynię!
…a przynajmniej tak wygląda 😍
Pomimo mnogiej listy atrakcji, kluczowym punktem tego wyjazdu był moim zdaniem Słowiński Park Narodowy. To on wywarł na mnie ogromne wrażenie i to tam wróciłam potem w pewien upalny dzień w sierpniu 2020.
Nasza wycieczka na Wydmę Łącką rozpoczęła się na parkingu w Rąbce. Tam zostawiłyśmy auto i wybrałyśmy się w 5-cio kilometrowy spacer – tyle liczy trasa od parkingu do wejścia na wydmę. Oczywiście należy wcześniej uiścić opłatę za parking (6 zł/h, finalnie wyszło 36 zł*) oraz kupić bilet do Słowińskiego Parku Narodowego (7 zł/osoba).
Ścieżki do wejścia na wydmę są dwie – jedna spacerowa, a druga dla rowerów. Obie wiodą przez las. Po dotarciu pod wydmę czeka nas niemała niespodzianka – wieje okrutnie, co utrudna wejście na szczyt. Wiatr szarpał nam włosy, wzburzał piasek na tyle intensywnie, że najwygodniej było zakryć całą twarz, by jakkolwiek przemieszczać się do przodu. Pomimo tych utrudnień dotarłyśmy na szczyt wydmy, skąd można podziwiać niesamowity widok na bezkresną “pustynię”.
Co śmieszniejsze, gdy ponownie w sierpniu odwiedziłam to miejsce aura była zupełnie odmienna. Zero wiatru, intensywne, palące Słońce i nieprzerwane uczucie gorąca – dosłownie Sahara 😎
Nieopodal Wydmy Łąckiej znajduje się także wejście na plażę, którą serdecznie polecam. To tutaj właśnie znalazłam kawałek pustej przestrzeni w minione lato, gdy w Łebie trudno było się jakkolwiek poruszać po wybrzeżu (człowiek na człowieku i parawan na parawanie). Plaża przy Słowińskim Parku Narodowym przypomina tą z okolic Sasina – milutki, drobny piasek, brak sklepików, toalet, a co za tym idzie także turystów 🥳
Tip na letnie wyprawy do Słowińskiego Parku Narodowego:
tegoroczne lato było wyjątkowe, bo duży odsetek Polaków ze względu na pandemię zdecydował się na podróże i urlopy “wewnątrz” kraju, a to spowodowało niemały paraliż w wielu turystycznych miejscach. Przykład z mojego życia: gdy w sierpniu ponownie wybrałam się na wycieczkę do SPN, napotkaliśmy korek… do parkingu w Rąbce. Ruch był wahadłowy – gdy jedno auto wyjeżdżało z parkingu, automatycznie robiło się miejsce i mógł wjechać kolejny pojazd. Niestety tych wyjeżdżających było zdecydowanie mniej i wyjeżdżali zdecydowanie rzadziej. A kolejka była naprawdę niemała…
Ostatecznie się wycofaliśmy, by wrócić do naszej bazy noclegowej, zabrać rowery i dojechać wspomnianą wcześniej trasą rowerową do wejścia na Wydmę Łącką. Gdybyśmy zdecydowali się zostać i czekać na wolne miejsce parkingowe to myślę, że mogłoby to trwać godziny.
*PS. Obecna cena za parking nieco się różni – aktualny cennik tutaj: slowinskipn.pl/pl/cennik-turystyka/oplaty-parkingowe
Podsumowanie kosztów
Termin podróży: 15 – 18 maja 2020
Liczba osób: 3
Rodzaj wydatku | Koszt |
Koszt wynajmu domku (3x doba) | 750 zł |
Paliwo | 362,66 zł |
Opłata za parking | 36 zł |
Bilet do SPN (7 zł/os.) | 21 zł/os. |
Podsumowanie kosztów | 1 169,66 zł |
W przeliczeniu na 1 osobę wyjazd do Sasina kosztował 389,89 zł.