Jako, że “polarne” klimaty tej zimy dopisały, większość swojej podróżniczej energii kierowaliśmy na południe Polski. I choć poszukiwania winter wonderland w wielu wypadkach przerastały nasze oczekiwania, konieczność przedzierania się przez zaspy czy trudne warunki na drodze (brawa dla naszej Hołowczycy – Pauliny) powoli dawały nam w kość. Sprawiły również, że tęsknota za szumem fal i piaskiem w butach coraz częściej dochodziła do głosu. A, że na ruszenie w kolejną podróż, tym bardziej teraz w czasie pracy zdalnej, nie trzeba nas zbyt długo namawiać – pod koniec lutego mknęliśmy już (tym razem w powiększonej – trzyosobowej, damsko-męskiej ekipie) w stronę Trójmiasta.
Dojazd i noclegi w Sopocie
Choć początkowy plan zakładał, że naszą bazą wypadową będzie Gdańsk, szybko okazało się, że pod względem dostępnych oferty (szczególnie tych z parkingiem) i kosztów wygrywa Sopot. Ostatecznie, przedłużony weekend (od piątku do wtorku) spędziliśmy więc w przytulnym i nowocześnie urządzonym apartamencie. Mieszkanko zlokalizowane w kamienicy posiadało oddzielną kuchnię, salon, sypialnię i łazienkę. Bez problemu było w stanie pomieścić naszą trójkę oraz zapewnić każdemu wystarczającą prywatność. Co więcej dzięki kuchni byliśmy całkowicie niezależni jeśli chodzi o przygotowywanie posiłków. A to, szczególnie teraz – w “covidowych” realiach – ma naprawdę duże znaczenie.
Najszybszym sposobem na dostanie się z Wrocławia do Trójmiasta jest oczywiście podróż samolotem, która zajmuje godzinę. Bilet w jedną stronę można upolować już za 37,80 zł. Alternatywą jest podróż PKP. Tu za przejazd musimy zapłacić ok. 70 zł i liczyć się z tym, że pokonanie tej odległości zajmie nam nieco ponad 5 godzin.
My zakładaliśmy, że nasze miejsce noclegowe będzie jednocześnie bazą wypadową do zwiedzania kilku okolicznych atrakcji. W związku z tym najbardziej mobilni mogliśmy być z własnym samochodem. W jedną stronę wybraliśmy trasę biegnącą przez Łódź (S8 oraz A1 obejmująca płatne odcinki) o łącznej długości 595 km. W drodze powrotnej nawigacja skierowała nas na Bydgoszcz i Poznań – co dało 529 km. W obu przypadkach warto nastawić się na to, że ich pokonanie zajmie nam ok. 6 godzin (bez postojów ok. 5 godz. 25 minut).
Sopot – główne atrakcje
Będąc w Sopocie nie sposób nie zajrzeć na Monciak, czyli tutejszy deptak. Ulica Bohaterów Monte Cassino biegnąca od al. Niepodległości do pl. Zdrojowego to miejsce, w którym w sezonie można spotkać tłumy turystów. Poza pięknie zachowanymi, zabytkowymi kamienicami, znajduje się tu sporo knajpek, barów i restauracji.
Znakiem rozpoznawczym Sopotu jest również molo. Drewniana, półkilometrowa konstrukcja biegnąca w głąb Zatoki Gdańskiej, z charakterystycznymi białymi ławkami to ulubiona trasa spacerowa miejscowych i turystów. Choć ci pierwsi zdecydowanie wolą jej spokojniejszą odsłonę, odwiedzając to miejsce w dni robocze lub podczas porannego joggingu. Co ciekawe stężenie jodu, na najdalej wysuniętej w morze części molo jest dwa razy wyższe niż na lądzie.
Część lądową molo stanowi Skwer Kuracyjny. Plac liczący ok. 20 tys. mkw. zdobi zabytkowa fontanna, imponująca latarnia morska z dostępnym punktem widokowym czy klimatyczny Dom Zdrojowy.
Nieopodal znajduję się również architektoniczna perełka w postaci budynku Grand Hotel, który swoją okazałością sprawia wrażenie, jakby był wprost wyciągnięty z filmu Wes Andersona. Stąd również można dojść plażą do Mola w Gdyni Orłowie. Spacer wzdłuż plaży nie powinien zająć więcej niż godzinę. Polecam go szczególnie po południu, gdy słońce powoli zaczyna swoją podróż ku zachodowi, a niebo obleją cudowne, pastelowe barwy.
Sopot – mniej oczywisty
Jeśli tak jak my raczej stronicie od zbyt zatłoczonych miejsc, polecam zapuścić się w mniej uczęszczane uliczki Dolnego Sopotu i napawać się widokiem pięknych, poniemieckich willi z drewnianymi fasadami. Sporo tego typu zabudowań znajdziecie w pobliżu ul. J.J. Haffnera. czy ul. Parkowej.
Jeśli do pełni szczęścia będzie brakowało Wam jeszcze nieco kulinarnych uniesień polecam:
- coś na słodko, czyli najlepsze cynamonki jakie do tej pory jadłyśmy w MOMO Espresso Bar przy Ogrodowej
- coś na słono, czyli fish and chips w rum barze Fidel przy Powstańców Warszawy
- coś na rozgrzanie, czyli najlepszy grzaniec w mieście w Błękitnym Pudlu na Monciaku
Krynica Morska
Przy okazji wizyty w Sopocie i tego, że znaleźliśmy się na drugim końcu Polski postanowiliśmy zajrzeć również do Krynicy Morskiej. Malowniczo położona miejscowość znajduje się na przesmyku lądu pomiędzy Zalewem Wiślanym a Bałtykiem. Nad tym pierwszym znajduje się port rybacki, port jachtowy i niewielkie molo. Po drugiej stronie mamy kilka zejść na plażę oraz biegnącą od Przystani Rybackiej dalej, wzdłuż brzegu ścieżkę pieszo-rowerową.
W miejscowości znajduje się również latarnia morska, która niestety aktualnie pozostaje tymczasowo zamknięta.
Gdańsk – główne atrakcje
W drodze powrotnej z Krynicy zatrzymaliśmy się w Gdańsku i choć nie była to nasza pierwsza wizyta w tym miejscu, ja jak zwykle czułam się oczarowana. Klimat, architektura – umiejętnie łącząca nowe ze starym i bliskość wody robią robotę.
Ograniczony czas sprawił, że nie mogliśmy pozwolić sobie na odwiedzenie wszystkich ulubionych lokalizacji, ale bazując na swoich wcześniejszych tripach udało mi się zebrać listę kilku must-see:
- Długi Targ, czyli gdański rynek zdobi nie tylko okazały budynek Ratusza ale również urokliwe i pięknie odrestaurowane kamienice. Niegdyś pełnił rolę traktu kupieckiego, którego przedłużeniem był plac targowy. Spacerując po tej okolicy, warto odwiedzić słynną Fontanna Neptuna czy popodziwiać okazałe fasady Dworu Artusa.
- Brama Żuraw, przez niektórych uznawany za najpiękniejszy dźwig portowy świata. W szczycie sezonu polecam zajrzeć tu o bardzo wczesnej porze. W przeciwnym razie, trzeba liczyć się z tym, że będziemy zmuszeni podziwiać go wśród tłumu turystów.
- Brama i Ulica Mariacka. Chyba moje ulubione miejsce w Gdańsku, które zachwyca o każdej porze roku. Klimatyczne, wyjątkowe i stanowi mekkę dla lokalnych sprzedawców biżuterii i wyrobów z bursztynu. Jeśli akurat będziecie się nią przechadzać polecam wpaść do tamtejszej kawiarni o nazwie Drukarnia na pyszną kanapkę i kawę.
- Wyspa Spichrzów. Znajdujący się pomiędzy Motławą a jej przekopem, czyli Nową Motławą fragment lądu jest miejscem o wyjątkowej zabudowie. Znajdujące się tu biało-czarne budynki spichlerzy nadają temu miejscu niepowtarzalnego charakteru i aż proszą się o zdjęcie.
- AmberSky, czyli nowoczesny diabelski młyn o wysokości 50 m, z którego można podziwiać nie tylko gdańską starówkę, ale również nieco dalej położoną stocznię, wzgórza morenowe, a przy dobrej pogodzie nawet Hel.
Gdańsk mniej oczywisty
Choć Gdańskie centrum ma sporo do zaoferowania i moim zdaniem stanowi prawdziwą perełkę, nie tylko na naszą krajową, ale również europejską skalę to czasem warto zejść z tych najbardziej obleganych szlaków.
Jeśli więc zapragniecie poznać stolicę Pomorza od nieco innej strony polecam wybrać się do Stoczni Gdańskiej i odwiedzić Europejskie Centrum Solidarności. I choć w trakcie przekraczania bramy dawnego bastionu walki o wolność można poczuć ciarki na całym ciele, warto pochylić się nad historią tego miejsca. Szczególnie że twórcy Centrum wspięli się na wyżyny kreatywności jeśli chodzi o sposób przekazania tych niełatwych przecież wspomnień, w takim przystępny i zrozumiały sposób.
Na koniec i nieco dla zbalansowania doświadczeń polecam wybrać się na plażę w Stogach. Choć lata swojej świetności podobno ma już za sobą, mnie zauroczyła. Szeroka piaszczysta plaża, w połączeniu z groźnie wyglądającym, zachmurzonym niebem i widokiem portowych dźwigów na horyzoncie, zrobiły na mnie niesamowite wrażenie.
Jeśli po tym wszystkim zgłodniejecie polecam wybrać się do:
- Pomelo Bistro Bar, który zlokalizowany jest przy ul. Ogarnej. Swego czasu serwowano tam nieziemsko dobre pierogi.
- Woosabi, przy Chmielnej, w której zjecie azjatycką wersję burgerów, czyli bułki bao w kilku nietuzinkowych odsłonach.
Rewa
Jeśli podobnie jak my, postanowicie wybrać się do Trójmiasta autem, zachęcam do tego, by jeden dzień zarezerwować sobie na wycieczkę do Rewy. Sopot od tej niewielkiej nadmorskiej miejscowości dzieli zaledwie 25 km. Samochodem tą trasę można pokonać w pół godziny.
Dlaczego warto? Głównie ze względu na Cypel Rewski, czyli stworzony przez prąd morski wąski, kilometrowy wał biegnący w głąb Zatoki Puckiej. Miejsce to, ze względu na korzystne warunki (zarówno te pogodowe, jak i związane z niewielką głębokością wody) jest szczególnie uwielbiane przez amatorów kite- i windsurfingu. I choć w czasie naszego pobytu wciąż trwała kalendarzowa zima nie brakowało chętnych by skorzystać z wietrznej aury. Ten „obrazek” od razu przywołał nam na myśl widoki, które dotąd spotykane były na Helu.
Co ciekawe Cypel Rewski to jedynie niewielki odcinek całej mielizny, która przecina Zatokę Pucką, by po drugiej stronie łączyć się z Półwyspem Helskim (miej więcej na wysokości Kuźnicy). Rybitwia Mielizna ukryta jest metr pod wodą. Nieco głębiej jest tylko w miejscu specjalnie wykonanego przekopu. Każdego roku, latem ok. 100 śmiałków podejmuje próbę pokonania tego niemal 12 km odcinka pieszo, biorąc udział w tzw. Marszu Śledzia.
***
Oj, jak ten przedłużony weekend nad Bałtykiem był nam potrzebny! I to nie tylko po to, aby po raz kolejny odkrywać uroki naszego wyjątkowego kraju, ale także po to, by choć na chwilę zmienić otoczenie i pooddychać świeższym jakby powietrzem 🙂
bardzo fajny wpis