Kreta w 4 dni – co warto zobaczyć. Plan zwiedzania, informacje praktyczne i koszty

Kreta to największa grecka wyspa. Przyjeżdżając tu na chwilę trudno będzie zobaczyć wszystkie najważniejsze atrakcje. Niemniej nawet 4 dni wystarczą, aby poczuć typowo południowy klimat i odpocząć na plażach uważanych za jedne z najpiękniejszych w Europie. 

Travellikeagirl.pl na instragramie

Kreta na własną rękę – loty z Polski

Z Polski na Kretę można dostać się tanimi liniami lotniczymi. Ja wybrałam bezpośrednie połączenie z Wrocławia do Chanii oferowane przez Ryanair (lot w dwie strony dla jednej osoby i z wykupionym dodatkowym bagażem podręcznym kosztował nieco ponad 800 zł). Podobne realizowane są też z Krakowa czy Gdańska. Z naszego kraju można polecieć również do Heraklionu. Loty dostępne są z Warszawy (Wizzair i LOT) oraz Krakowa i Gdańska (Wizzair).

Szukając biletów koniecznie zwróćcie uwagę na termin. Gdybym dzisiaj miała ponownie odwiedzić Kretę zrobiłabym to wiosną lub jesienią, kiedy temperatury nie są tak wysokie (podczas trzeciego dnia pobytu słupek rtęci osiągnął 41 kresek – a był to dopiero pierwszy dzień lipca!). 

Kreta noclegi – czyli gdzie spać

Szybki research w sieci pokazał, że większość interesujących mnie miejsc znajduje się w zachodniej lub środkowej części wyspy. Dodatkowo lądowanie na lotnisku w Chanii sprawiło, że to okolice tego miasta stały się naturalnym miejscem do szukania noclegów. 

Podczas przeglądania oferty skupiłam się na znalezieniu noclegu, które będzie oferowało własną kuchnię, bezpłatny parking, klimatyzację i będzie nieco z dala od ścisłego centrum. To ostatnie kryterium wynikało głównie ze względu na chęć uniknięcia zatłoczonych i wąskich uliczek. 

Ostateczny wybór padł więc na Chania Urban Living – uroczy i kameralny obiekt, z pięknie zaaranżowaną przestrzenią. Rezerwacji dokonałam przez Booking.com.  Jedna noc w tym miejscu to koszt ok. 430 zł.

Booking.com

Kreta co warto zobaczyć, plan zwiedzania

Spędzając na Krecie zaledwie cztery dni można przyjąć dwie strategie zwiedzania. Zobaczyć jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie lub postawić na podróżowanie w stylu slow i wyciąganie z danego miejsca jak najwięcej. Ja postawiłam na to drugie. Po pierwsze dlatego, że błogie lenistwo od czasu do czasu każdemu się należy, po drugie ze względu na wysokie temperatury, przy których bardziej aktywne zwiedzanie nie sprawia mi frajdy. Ale do konkretów – czyli do szczegółowego planu.

Dzień 1: Jezioro Kourna i Rethimno

Jezioro Kourna do największych nie należy i chyba bywa omijane przez większość turystów – co z mojego punktu widzenia stanowi tylko dodatkowy plus. Dlaczego więc warto je odwiedzić? Przede wszystkim dlatego, że w zasadzie znajduje się po drodze do miejscowości Rethimno, ma cudowny turkusowy kolor, a jego głównymi mieszkańcami są żółwie. 

Jeśli zdecydujecie się odwiedzić to miejsce koniecznie weźcie ze sobą strój kąpielowy i gotówkę. Czysta woda zachęca do kąpieli – szczególnie w upalne dni. Jeżeli jednak nie czujecie się pewnie swoich pływackich umiejętności możecie wyruszyć na poszukiwanie żółwi rowerem wodnym. Godzinny koszt wynajmu to 10 euro.

Na miejscu znajduje się bezpłatny parking, a część miejsc jest zadaszona, więc jest szansa upolować cień. Wokół jeziora można znaleźć też kilka knajpek oraz sklepik z pamiątkami.

Rethimno

Choć nie tak duże jak Chania czy Heraklion uchodzi za jedno z ciekawszych miast na wyspie. Z powodzeniem można tu spędzić długie godziny przechadzając się wąskimi uliczkami, zaglądając do portu czy kosztując lokalnej kuchni w jednej z miejscowych knajpek.

Jeśli zapragniecie ochłody, polecam zaszyć się na tutejszej plaży. Przy niektórych zejściach można znaleźć miejsca z możliwością wynajęcia leżaków z parasolem. Na plaży znajdują się też prysznice, z których warto skorzystać, aby zmyć z siebie pozostałości po słonej wodzie.

Choć samo Rethimno nie jest tak oblegane przez turystów jak dwa największe miasta na wyspie, gdy dotarliśmy tu ok. 12:00 mieliśmy problem ze znalezieniem wolnego miejsca parkingowego w ścisłym centrum. Ostatecznie udało nam się skorzystać z bezpłatnego parkingu przy jednej z dalszych uliczek biegnących prostopadle do morza.

Dzień 2: Laguna Balos

Wizytówka Krety i jedna z największych atrakcji wyspy. Jej zdjęcia pojawiają się w chyba każdym folderze turystycznym. Lagunę otacza piaszczysta plaża. Woda po lewej stronie jest dość płytka (miejscami trzeba po niej naprawdę sporo przejść, aby zaczęła sięgać nieco wyżej niż tylko za kostki), ma jasny kolor i jest bardzo ciepła. 

Woda po prawej stronie zatoki zachwyca turkusem i wystającymi gdzieniegdzie formacjami skalnymi, które tworzą coś w rodzaju maleńkich, naturalnych basenów. Choć ta plaża uchodzi za dość dziką, na miejscu znajdziecie leżaki z parasolami (koszt wynajęcia wynosi 10 euro – płatne tylko gotówką) oraz niewielki barak z napisem canteen – gdzie można kupić coś do picia i przekąski. Na plaży znajduje się też kilka toalet.

Na Balos można dostać się na dwa sposoby. Po pierwsze samochodem – z Chanii podróż zajmuje nieco ponad godzinę, ale pokonanie ostatnich 10 km zajmuje ok. 30 minut. Droga na tym odcinku niemal w całości jest szutrowa, zdarzają się bardziej strome podjazdy i wertepy. Nie brakuje też kamieni. Z tego powodu większość wypożyczalni zaznacza, że oferowane przez nich ubezpieczenie nie obejmuje ewentualnych uszkodzeń powstałych właśnie w drodze do lub z tego miejsca. Czy warto zaryzykować? Osobiście wydaje mi się że tak, należy jednak zachować należytą ostrożność, nie przekraczać 20 km na godzinę (przy wyższej istnieje spora szansa na uszkodzenie auta kamieniami) i unikać zbyt bliskich odległości od innych pojazdów.

Po dotarciu na parking (bezpłatny) czeka Was jeszcze ok. 15-20 minut trekkingu do samej plaży. Celowo piszę o trekkingu, bo trasa biegnie w dół wzgórza i częściowo pokrywają ją skały, a częściowo kamienne schody. Przy ponad 30 stopniowym upale spocić można się już podczas schodzenia, ale i tak najgorsze czeka nas dopiero w drodze powrotnej, kiedy trzeba się wdrapać na górę, gdzie zlokalizowany jest parking 🙂 

TIP: na samym początku szutrowego odcinka drogi na Balos pobierana jest opłata – podobno klimatyczna, która wynosi 1 euro za osobę. Tu również honorowana jest tylko gotówka. Pamiętajcie o tym, bo najbliższy bankomat znajduje się dopiero w miejscowości Kissamos. 

TIP 2: jeśli planujecie wybrać się na Balos autem polecam wyjechać w miarę wcześnie. My trafiliśmy tu ok. 10:00 i nie było problemu z miejscem parkingowym, jednak kiedy wracaliśmy sznur zaparkowanych aut ciągnął się wzdłuż drogi 🙂 Osobiście nie chciałabym zostawiać tam auta. 

Alternatywną opcją dostania się na Balos jest rejs statkiem. Ten odpływa podobno z Kissamos i na miejsce dociera ok. 12:00. Z tego też powodu o tej godzinie na Balos zaczyna robić się bardziej tłoczno. Statek wyrusza w drogę powrotną ok. 16:00, więc turyści, którzy zdecydują się na ten rodzaj transportu również mają szansę skorzystać z uroków plażowania w tym niezwykłym miejscu.

Dzień 3: Plaża Elafonisi

Elafonisi to kolejna atrakcja Krety, o której z pewnością nie raz usłyszycie. Ta wspaniała plaża słynie głównie z różowego piasku, który podobno zawdzięcza swój kolor resztkom muszelek i morskich żyjątek. Zdarza się, że Elafonisi bywa bardziej zatłoczona niż Balos, ale jak dla mnie różnicy nie było. Z pewnością jednak to miejsce jest bardziej przystosowane pod ruch turystyczny, co łatwo zaobserwować w liczbie dostępnych tu knajpek czy chociażby pryszniców. 

Na plaży możecie wynająć leżaki z parasolem (również za 10 euro), za które zapłacić można wyłącznie gotówką. Woda znowu zachwyca turkusowym odcieniem i jest niezwykle przejrzysta. W części, w której zdecydowaliśmy się na plażowanie – czyli po lewej stronie od wejść – było znacznie spokojniej, ale również woda była zdecydowanie chłodniejsza niż na Balos. Wiatr za to dopisywał, przez co można było podziwiać popisy kitesurferów. 

Droga na Elafonisi jest w całości asfaltowa i wiedzie przez bardzo malowniczy, górski teren. Zdarzają się spore podjazdy i kilka zjawiskowych serpentyn, miejscami jest też dość wąsko. Pokonanie trasy z Chanii autem zajmuje 1,5 godz. 

Dzień 4: Chania

Tak się składa, że choć od samego początku stacjonowaliśmy w Chanii na zwiedzanie zdecydowaliśmy się tylko dwa razy. Po raz pierwszy trafiliśmy w okolice starego miasta o zachodzie słońca (polecam bardzo ze względu na widoki, ale trzeba liczyć się z tym, że będzie dość tłoczno). Drugie podejście zrobiliśmy ostatniego dnia z samego rana. Aura budzącego się ze snu miasta i pierwsze przebijające się zza murów promienie słońca robią wrażenie. Tym bardziej, że chwilę przed 8 rano to wszystko można podziwiać niemal na wyłączność.

Spacer po Chanii warto rozpocząć od okolic zabytkowej twierdzy Firka Venetian Fortress, a następnie kierować się wzdłuż linii brzegu i mijając Muzeum Morskie, mieszczące się w charakterystycznym bordowym budynku, udać się pod Meczet Janczarów. Stamtąd już tylko kilka kroków będzie dzieliło Was od starego Weneckiego Portu. 

Pokonując kolejne wąskie uliczki, biegnące w głąb starego miasta, można dotrzeć do kościoła świętego Mikołaja – nietypowego, bo obok typowej prawosławnej wieży budynek posiada również minaret. Jeśli lubicie klimat lokalnych targów koniecznie zajrzyjcie również do tutejszej Hali Targowej.

Chania – wynajem auta na Krecie

Do tej pory zawsze dokonywałam rezerwacji auta korzystając z wyszukiwarki Rentalcars.com. Wydawało mi się, że tak będzie najtaniej. Tymczasem okazało się, że te same oferty mogę dostać za kilkanaście złotych mnie korzystając z opcji wynajmu auta dostępnej w serwisie Booking.com.

Ostatecznie zdecydowałam się na jedną z najtańszych opcji oferowaną przez wypożyczalnię Caldera i na cały okres pobytu wynajęłam Skodę Citygo za 370 zł. Co ciekawe w cenę wliczony był już dodatkowy kierowca. Depozyt wynosił 750 euro i wymagana była karta kredytowa. Biuro firmy znajduje się ok. 10 minut piechotą od lotniska, dlatego po wylądowaniu przy hali przylotów czekał na nas pracownik Caldery, który podwiózł nas do siedziby wypożyczalni. 

Ceny paliwa w Grecji są kosmiczne – za jeden litr popularnej 95-ki trzeba zapłacić ok. 1,7 euro czyli niecałe 8 zł! W sumie na paliwo wydaliśmy ok. 50 euro. 

Kreta – ceny

Jeśli chodzi o ceny podstawowych produktów spożywczych to wydaje mi się, że są zbliżone do tych polskich. Większe zakupy robiliśmy raz w Lidlu i wydaliśmy na nie niecałe 35 euro. Starczyły nam na cały pobyt. Poniżej ceny przykładowych produktów (które jestem w stanie rozszyfrować z paragonu):
zgrzewka wody gazowanej – 1,8 euro
czekolada – 1,28 euro
pomidory – 1,25 euro/kg
mleko – 0,76 euro
wędlina – 1,79 euro
cebula – 0,65 euro/kg
serek topiony w plasterkach – 1,29 euro
płatki owsiane 500 g – 0,99 euro
10 jajek – 1,99 euro

W knajpach jedliśmy dwa razy. Oto ceny z jednej z nich (lokalna tawerna w małej miejscowości na trasie z Chanii do Elafonisi):
boureki (czyli zapiekane ziemniaki, cukinia i sos serowo-śmietanowy) – 6,5 euro
musaka – 8 euro
sałatka kreteńska – 6,5 euro
sałatka grecka – 5 euro
tzatziki – 3,5 euro
grillowana feta – 4 euro
saganaki – 4 euro
frytki – 3,5 euro
grillowane warzywa – 4 euro
greckie kiełbaski – 6 euro
souvlaki wieprzowe – 8 euro
souvlaki z kurczaka – 8 euro
grecki burger (grillowane kotlety + frytki i sos) – 8 euro

Sklep z plakatami

Bonus

Mi nie udało się odwiedzić, wszystkich atrakcji Krety. Jednak jeśli wybierasz się na tą grecką wyspę na dłużej polecam zapoznanie się z mapką, na której zebrałam wszystkie najważniejsze atrakcje. Na zielono oznaczone są punkty opisane powyżej.

Ewa

Dotychczasowe podróże: Albania, Austria, Azerbejdżan, Chorwacja, Czarnogóra, Czechy, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Malta, Niemcy, Norwegia, Oman, Portugalia, Słowenia, Węgry, Włochy | Sprzęt foto: iPhone 11 Pro, Nikon D5200 + Nikkor 50 mm 1:1,8G, Olympus OM-D E-M10 III + Olympus Digital 45 mm 1:1,8 | Dron: DJI Mavic Mini

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top