Lofoty, czyli archipelag wysp położony na Morzu Norweskim to jedno z tych miejsc, które bardzo szybko trafiło na moją bucket list. Oglądane na zdjęciach bordowe rorbu, czyli tradycyjne domki rybackie wzniesione na palach nad surowym, norweskim wybrzeżem, już wtedy robiły na mnie ogromne wrażenie. Kwestią czasu pozostało więc tylko to, kiedy będę mogła zobaczyć je na żywo. Dlatego, gdy tylko pojawiła się opcja, by w maju ruszyć na północ – nie wahałam się ani chwili.
Lofoty – jak dojechać?
W naszym przypadku wybór padł na lot z Gdańska do portu lotniczego Harstad/Narwik. Bezpośrednie połączenie z tamtejszym lotniskiem już od jakiegoś czasu świadczy Wizzair. Za lot w obie strony dla jednej osoby trzeba było zapłacić jedyne 98 zł!
Alternatywnym sposobem dostania się na Lofoty jest lot z Trójmiasta do Tromso, a następnie ok. 7 godzinna podróż samochodem lub dotarcie z przesiadką w Oslo (loty dostępne z większości polskich miast) do Bodo, a stamtąd dalsza podróż promem.
W naszym wypadku wylot z Gdańska wymagał dodatkowo zorganizowania transportu z Wrocławia do Trójmiasta, ale ostatecznie, z trzema osobami “na pokładzie” uznałyśmy, że podróż samochodem będzie najwygodniejszym rozwiązaniem.
TIP: Parking przy lotnisku w Gdańsku można zarezerwować wcześniej przez internet. Postój od czwartku do niedzieli w strefie oznaczonej jako “P6” kosztował 37 zł.
Udając się do Trójmiasta autem polecam ściągnąć aplikację AmberGo, dzięki której będziecie mogli dokonać opłaty za przejazd autostradą mobilnie (system skanuje rejestrację i porównuje z numerami wprowadzonymi w aplikacji, skąd następnie pobiera opłatę z danych karty, które podacie).
Lofoty – wypożyczalnia samochodów
Z racji tego, że lotnisko Harstad/Narwik jest dość małym portem lotniczym, oferta wynajmu aut jest dość ograniczona. Bezpośrednio w terminalu możecie znaleźć zaledwie kilka biur najbardziej znanych sieciówek. W każdej z nich koszt wynajmu auta na cały nasz pobyt zaczynał się od 1300 zł. Szukając alternatywy trafiłyśmy na firmę Rent-A-wreck, która choć stacjonuje w miejscowości Harstad, podstawia pojazdy na parking przy lotnisku. Korzystając z ich oferty za nieco ponad 900 zł udało nam się więc wynająć Renault Talismana w automacie 🙂
TIP: Przy norweskich cenach paliwa, to nasze polskie, nawet jeśli kosztuje powyżej 7 zł, wydaje się super ofertą 🙂 Na Lofotach za litr diesla musiałyśmy zapłacić nieco ponad 23 korony, czyli ok. 11 zł.
Lofoty – noclegi
Jako że w Norwegii miałyśmy wylądować po 21, pierwszego noclegu szukałyśmy niedaleko lotniska. Zależało nam na budżetowej podróży, dlatego ostatecznie trafiłyśmy do trzyosobowego pokoju w Old Store w miasteczku Lødingen. Obiekt poza kilkoma pokojami oferował też dostęp do salonu z kuchnią oraz wspólna łazienkę. Miałyśmy wrażenie, że poza nami nikogo tam nie było 🙂
TIP: Lødingen okazało się idealnym punktem na trasie, z którego następnego ranka mogłyśmy ruszyć dalej. W miasteczku znajduje się stacja benzynowa oraz sklep Rema 1000, gdzie można zaopatrzyć się w podstawowe produkty spożywcze.
Booking.comKolejne dwie noce zamierzałyśmy spędzić już w samym sercu Lofotów, bo w typowej norweskiej chatce, zlokalizowanej kilkanaście minut drogi od Reine, jednym z większych miasteczek na Lofotach. Miejsce poza tym, że w całości było do naszej dyspozycji (salon z aneksem, łazienka oraz dwa pokoje z łóżkami piętrowymi) oferowało również uroczy widok na zatoczkę. Co ciekawe na miejscu nie było dostępnego Wi-Fi 🙂 Jeśli zatem ktoś zamierza totalnie odciąć się od świata zewnętrznego, to lepszej bazy noclegowej nie mógłby sobie wymarzyć. Z pracą zdalną może być już jednak większy kłopot, o ile nie dysponuje się odpowiednio dużym pakietem GB w roamingu.
TIP: W Norwegii roaming działa na takich samych zasadach jak w UE, a za korzystanie z internetu, nawet na naszych polskich kartach, nie ponosi się dodatkowych kosztów.
W obu przypadkach zameldowanie odbywało się samodzielnie (klucze znajdowały się w skrzynkach zamykanych na kod), dlatego mogłyśmy dokonać go o dowolnej porze. Dodatkowo i pierwsze i drugie miejsce oferowało bezpłatny parking w pobliżu.
Lofoty – plan wycieczki
Dzień 1
Henningsvær
Miejsce trafiło na naszą listę must see głównie ze względu na niecodziennie położone boisko do gry w piłkę nożną. Dosłownie wykute w skale, schowane pomiędzy kamienistymi grzbietami i otoczone morzem nie bez powodu uchodzi za jedno z najbardziej malowniczo położonych na świecie.
Do Henningsvær prowadzi również ciekawa droga. Miejscami mieszcząca tylko jeden pojazd, asfaltowa wstęga z jednej strony sąsiaduje z poszarpaną linią brzegową, z drugiej zaś z majestatycznymi górami.
Na miejscu znajdziecie knajpki i kilka sklepików z pamiątkami.
Nusfjord
Tradycyjna wioska rybacka, w której podobno można znaleźć najlepszą restaurację w regionie – Karoline. Tuż przy wjeździe znajduje się parking, gdzie można zostawić auto i w dalsze zwiedzanie ruszyć pieszo. Na miejscu znajdziecie typowe dla Lofotów bordowe i żółte domki, suszące się ryby i maleńki port z przycumowanymi łódkami.
Plaża Sanden
Zlokalizowana przy samej drodze, szeroka plaża z wodą w kolorze miętówek, sprawia, że trzeba się tu zatrzymać przynajmniej na chwilę. Co ciekawe, nawet w pochmurnej aurze zachwyca. A brak turystów, spokojnie uderzające o brzeg fale i mgliste szczyty w oddali tylko dodają temu miejscu charakteru.
Å
Miasteczko z najkrótszą nazwą na świecie i jednocześnie ostatnie na Lofotach. To tu kończy się droga. Choć sama wioska nie jest zbyt duża, znajdziemy tu domki rybackie rorbu, muzeum, restaurację czy sklep. Warto jednak pamiętać, że przed sezonem letnim część z nich może być nieczynna.
Dzień 2
Reine
Chyba jedno z największych miasteczek w tej części archipelagu. Mi osobiście najbardziej spodobał się tu niewielki port z którego widać ostre i poszarpane szczyty tutejszych gór. Co ciekawe podczas naszej wizyty, ten krajobraz zmieniał się kilkukrotnie. Początkowo skalne ściany skrzętnie skrywała gęsta mgła. Później niewielkie fragmenty nieśmiało zaczęły wyglądać zza chmur, by na koniec zaprezentować panoramę okolicy w pełnej krasie.
Podążając w głąb miasteczka dotrzemy do drewnianego pomostu otoczonego bordowymi zabudowaniami. To miejsce stanowi idealny spot do zdjęć.
Sakrisøya
Miasteczko i wyspa o tej samej nazwie. W odróżnieniu od pozostałej bordowo-białej części archipelagu stanowi pewien unikat, gdyż tutejsze domki pokryto żółtą barwą. A to, w połączeniu z zimnym odcieniem wody i szczytów, stanowi niesamowity kontrast. W centrum wioski znajduje się muzeum i sklep z rybami i owocami morza: Anita’s Seafood.
Hamnøy
Hamnøy jest tak malowniczo położone, że widok na wioskę stał się popularnym motywem wielu pocztówek. Dodatkowo, same domki postawiono na skalnych półkach. Ich niezwykłe konstrukcje i górujące w tle surowe szczyty można podziwiać z punktu widokowego znajdującego się na pobliskim moście.
Hiking na Reinebringen
Parking, na którym najlepiej się zatrzymać wybierając się na Reinebringen znajduje się tuż przy skręcie z głównej drogi E10 do Reine. Na mapie to miejsce oznaczone jest również jako Reine Photo Postcard i rzeczywiście warto wygospodarować tu chwilkę i złapać kilka ujęć.
Z parkingu kierujemy się na lewo – w stronę tunelu. To właśnie za nim znajduje się początek trasy liczącej w sumie ponad 1600 schodów. Za ich budową stroją nepalscy Szerpowie, a ich pokonanie potrafi naprawdę zmęczyć. Wszystko dlatego, że bywają naprawdę strome i miejscami przy ich pomocy pokonuje się całkiem spore wysokości. Co ciekawe, droga na szczyt w tym kształcie jest nowa. Poprzedni szlak, a w zasadzie dzika ścieżka przez strome skały była na tyle niebezpieczna, że władze zdecydowały się ułatwić zwiedzającym zadanie.
Choć droga wydaje się żmudna i miejscami łatwo o zadyszkę (ja akurat miałam ją cały czas :)) widoki na górze rekompensują cały trud. Panorama na pobliskie Reine i okoliczne szczyty jest niesamowita.
Dzień 3
Plaża Hauklandstranda
Ostatni dzień zwiedzania Lofotów przywitał nas chłodną i deszczową aurą. Można by pomyśleć, że to najgorszy możliwy moment na zwiedzanie plaż. Nie na Lofotach. Bo tu im klimat bardziej surowy to chyba piękniejszy, a i ludzi jak na lekarstwo. Miałam wrażenie, że poza nami na plaży byli tylko lokalsi, dla których dopóki wiatr nie urywa głowy, a termometr nie pokazuje siarczystych mrozów, chyba nie ma złej pogody.
Z Hauklandstranda sąsiaduje Utakleiv. Na tą drugą plażę można dojechać autem pokonując tunel pod górą Mannen lub udając się w hikking.
Plaża Unstad
Do Unstad prowadzi wąska droga wiodąca przez wioski pełne pasących się owiec. Plaża jest bardzo fotogeniczna i przypomina islandzki krajobraz. Dziewicze góry zaglądające wprost do morza i szeroka plaża naturalnie przechodząca w łąkę robią robotę. Jeśli do tego dorzucimy surferów zmagających się ze wzburzonymi falami, mamy naprawdę nietypową mieszankę.
Svolvær
Svolvær jest stolicą Lofotów, a przy okazji i centrum całego archipelagu. Miasto zamieszkuje ok. 4,5 tysiąca mieszkańców. Choć początkowo nie znalazło się na naszej liście miejsc do zobaczenia, wydawało się naturalnym przystankiem w drodze powrotnej na lotnisku. Przy okazji okazało się, że na miejscu działa sporo knajpek, w których można coś zjeść przed wylotem.
Lofoty – koszty pobytu
Choć podróż do Norwegii zawsze wiąże się z wyższymi kosztami, są sposoby na ich zminimalizowanie. Jednym z nich jest podróż z darmowym bagażem podręcznym. Inną opcją jest znalezienie kompanów, aby wydatki związane z wypożyczeniem samochodu czy noclegami mogły się rozłożyć na więcej osób. Poza tym dobrym rozwiązaniem jest zaopatrzenie się w gotowe dania liofilizowane jeszcze w Polsce, a na miejscu dokupienie tylko podstawowych produktów idealnych na śniadanie czy kolację.
Przykładowe ceny pamiątek:
kartka – 20 NOK
magnes – 50 NOK
kubek – 110 NOK
Podsumowanie kosztów
Termin podróży: 19-22 maja
Liczba osób: 3
Rodzaj wydatku | Koszt |
Bilety lotnicze | 294 zł |
Wynajem auta | 926,31 zł |
Noclegi | 1818 zł |
Paliwo | 360,3 |
Razem | 3398,61 |
W przeliczeniu na jedną osobę koszt podróży i noclegów wyniósł 1132,87 zł.
Cudowne zdjęcia i wspaniała relacja. Dziękuję za szczegóły i pozdrawiam
Uwielbiam Norwegię, w zeszłoroczne lato objechaliśmy kamperem okolice od Kristiansand do Drogi Trolli i to były najcudowniejsze wakacje do tej pory. Lofoty marzą mi się od dawna i tak je idealizuję, że czekam na odpowiedni moment…a może trzeba iść za ciosem i jechać wtedy kiedy nadarza się okazja…Czy w maju szlaki są komfortowe w miarę czy zalega jeszcze sporo śniegu?
Na szlaku, który robiłyśmy nie było w ogóle śniegu, ale ogólnie pierwszy raz miałyśmy poczucie, że doznamy szoku klimatycznego po powrocie do PL i to w tym pozytywnym rozumieniu (ma Lofotach, w czasie naszego pobytu było po kilka stopni, w PL podczas wyjazdu blisko 30 :D) Niemniej, polecam iść za ciosem i po prostu pojechać 😀