Choć podróże już od dobrych kilku lat, wypełniają sporą część mojego życia, to jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do zorganizowanych wyjazdów. Na all inclusive byłam raz i ten raz mi wystarczył 🙂 Choć trzeba przyznać, że było to szalenie wygodne rozwiązanie, nie do końca dawało to, co w podróży cenię najbardziej – czyli możliwość samodzielnego decydowania choćby o tym, gdzie chcę spać czy kiedy jeść 🙂
Wyjazd na Svalbard był więc swego rodzaju wyłomem. Nie dość, że był zorganizowany, to jeszcze miał być rejsem. I wiecie co? Właśnie to mnie kupiło. Ale zacznijmy od początku…
Gdzie jest ten cały Svalbard i po co w ogóle tam jechać
Svalbard to archipelag wysp (największą z nich jest Spitzbergern) i jednocześnie prowincja norweska na Oceanie Arktycznym. Znajduje się pomiędzy północnym krańcem Norwegii a biegunem. Całość ma powierzchnię zbliżoną swoją wielkością do Litwy. To położenie sprawia, że panuje tam dość surowy klimat. To samo można powiedzieć o krajobrazie. Najzimniejszym miesiącem jest luty, kiedy średnia temperatura wynosi -20°C. Najcieplejszym – lipiec, kiedy średnio termometry wskazują +4,5°C. Do tego potrafi mocno wiać.
Tak, wiem – nie brzmi to zachęcająco i pierwsza myśl, jaka może pojawiać się w głowie to pytanie: “Po co ktoś chciałby tam jechać? W dodatku dobrowolnie”. W moim przypadku zdecydowała chęć zobaczenia dzikich zwierząt – niedźwiedzi polarnych, fok, morsów, reniferów czy wielorybów w ich naturalnym środowisku. Na miejscu okazało się dodatkowo, że Svalbard jest niezwykły z jeszcze jednego powodu. Nadal pozostaje bowiem jednym z nielicznych miejsc na świecie, w których to natura nie dała się podporządkować woli człowieka. I widać to po opuszczonych kopalniach (złóż węgla nie brakuje, ale jego transport jest nieopłacalny), nielicznych osadach (niektóre w dodatku przez pewną część roku pozostają kompletnie odcięte od świata) czy fakcie, że to ludzie musieli dostosować się do przedstawicieli fauny, w tym właśnie niedźwiedzi.
Wszystko to sprawia, że ten arktyczny archipelag jest trudny do zwiedzania na własną rękę. Choć noclegi można zarezerwować nawet przez Booking, to warto pamiętać, że dróg jest tu jak na lekarstwo (gdy ląd pokrywa śnieg, popularnym środkiem transportu stają się skutery śnieżne), a na zdecydowanej większości terenu można poruszać się tylko pod warunkiem posiadania broni. Perspektywa wzięcia udziału w rejsie była więc bardzo kusząca, bo nie tylko pozwoliła patrzeć na tą niezwykłą krainę z zupełnie innej perspektywy, to jeszcze dawała szansę dotarcie w głąb fiordów i zobaczenia tego, na co najbardziej czekałam – zwierząt.
Jak dostać się na Svalbard?
Na Svalbard najłatwiej dostać się samolotem. W stolicy – Longyearbyen jest lotnisko, ale – uwaga – zdarzają się dni, kiedy na wyspę nie przylatuje żaden samolot. W najbardziej oblężonych terminach lotów jest… kilka dziennie. Ja sama na Spitzbergen dotarłam z Oslo (alternatywne z Tromso) linią lotniczą SAS, ale do tej arktycznej krainy lata też m.in. Norwegian. Bilety do najtańszych nie należą, bo za połączenie w dwie strony (Warszawa-Oslo-Longyearbyen i Longyearbyen-Tromso-Gdańsk) zapłaciłam ok. 2300 zł. W cenie uwzględniony był bagaż rejestrowany.
TIP: niektóre połączenia pomiędzy Oslo a Svalbardem mają przewidziane międzylądowanie w Tromso. Wówczas najczęściej wymagane jest ponowne przejście kontroli bezpieczeństwa, ale może zdarzyć się również, że konieczne będzie odebranie i ponowne nadanie bagażu. Co biorąc pod uwagę niezbyt długi czas do kolejnego odlotu, może być odrobinę stresujące. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że w tym wypadku samolot raczej czeka na wszystkich pasażerów.
Z lotniska do centrum jest jakieś 4,5 km. Do portu o kilometr mniej, jednak z uwagi na pojawiające się w tej okolicy niedźwiedzie dystans ten najlepiej pokonać autobusem (kursy dostosowane są do rozkładu lotów) lub taksówką. Tym bardziej, że kilka lat temu na kempingu znajdującym się dosłownie przed wejściem do portu lotniczego doszło do ataku na obozujących i zakończyło się to tragedią.
Paszport
Choć Svalbard znajduje się pod administracją Norwegii, wybierając się na archipelag warto zabrać ze sobą paszport, w Oslo czekała bowiem na nas kontrola, która wymagała zeskanowania dokumentu.
Kiedy lecieć na Svalbard
Tym, których kręcą zimowe krajobrazy, poleciłabym tą zimniejszą część roku. Trzeba jednak pamiętać, że od początku listopada do lutego w tamtym regionie trwa noc polarna. I choć wówczas ma się największe szanse na obserwację zorzy polarnej, jazdę skuterem czy psim zaprzęgiem, mroźny klimat i wszechobecny mrok mogą zniechęcać do aktywności na zewnątrz. Alternatywą może być więc wiosna lub wczesne lato, kiedy słońce w ogóle nie zachodzi. Przyznam, że mi osobiście początek czerwca wydał się najbardziej atrakcyjny. Po pierwsze dlatego, że niekończący się dzień pozwala maksymalnie skorzystać z pobytu, a po drugie ze względu na to, że śnieg już co prawda nie zalega na całym terenie, ale dalej ma się szansę na podziwianie niedźwiedzia na krze.
Rejs po Svalbardzie
Tygodniowy rejs po Svalbardzie do najtańszych nie należy. Całość – wraz z kasą jachtową (kwota przeznaczana na opłaty portowe czy zakup jedzenia) – kosztowała 2 200 euro. Niemniej jednak uważam, że były to jedne z lepiej wydanych pieniędzy. Głównie ze względu na to, że całość była organizowana przez Men of Sea – doświadczoną ekipę, która w Arktyce pływa od lat i która doskonale wie, jak radzić sobie na tamtejszych wodach oraz gdzie płynąć, aby mieć największe szanse na obserwację dzikiej przyrody.
Rozważając udział w rejscie, warto mieć świadomośc kilku aspektów:
- przez cały czas trwania wyprawy twoim domem będzie jacht
- nawet jeśli jest przestronny, powierzchnia, na której przyjdzie ci przebywać będzie ograniczona
- kajuty są dwu lub trzyosobowe, więc jeśli wybierasz się bez osoby towarzyszącej bądź gotowy na dzielenie niewielkiej przestrzeni z kimś nowo poznanym
- na jachcie jest doświadczony kapitan, ale zasady funkcjonowania na łodzi rządzą się swoimi prawami, a uczestnicy rejsu biorą aktywny udział w wachtach nawigacyjnych oraz kambuzowych
- wachty nawigacyjne trwają 4 godziny i odbywają się przez całą dobę, a to oznacza, że może przypaść ci w udziale “zmiana” nocna
- podczas wachty kambuzowej ty i twój kompan odpowiadacie za przygotowanie posiłków dla całej załogi
- o ile w porcie dostęp do wody czy prądu jest stały, po wypłynięciu stają się towarem deficytowym, a to oznacza, że trzeba korzystać z nich oszczędnie
- zasięg telefoniczny ma to do siebie, że na morzu lubi się gubić.
Jeśli pomimo tych punktów, albo może właśnie z uwagi na nie, dalej uważasz, że tego typu przygoda jest dla ciebie – gorąco zachęcam do spróbowania swoich sił na statku. Ja się odważyłam, mimo, że nie posiadam żadnego doświadczenia żeglarskiego, jak nie muszę gotować to tego nie robię, uważam się za introwertyczkę, a za skrajnymi temperaturami, łagodnie mówiąc, nie jest mi po drodze.
Ekipa
Jedna z moich największych obaw dotycząca udziału w rejsie dotyczyła pozostałych uczestników wyprawy. W końcu poza mną miało być tam jeszcze 11 innych osób, których nie znam, a z którymi, w najgorszym razie, będziemy musieli się jakoś tolerować. I wiecie co? Wydaje mi się, że w dużej mierze sukces tego wyjazdu zależał właśnie od tych ludzi. Bo choć sporo nas różniło, to jednak na Svalbardzie więcej łączy niż dzieli 🙂
Ceny na Svalbardzie
Podobno ceny na Svalbardzie są niższe od tych w Oslo. Jednak nadal trzeba pamiętać, że to wciąż Norwegia. Poniżej przykładowe z nich:
- pamiątkowy magnes: 59 kr (ok. 22 zł)
- pocztówka ze znaczkiem (kupione na poczcie): 41 kr (ok.15 zł)
- piwo w pubie: ok. 100 kr (ok. 37 zł)
- kolacja w restauracji Mary Ann’s (danie główne, napoje, deser): 729 kr (ok. 260 zł)
W Longyearbyen jest bardzo dobrze wyposażony market Coop. Można w nim dostać artykuły spożywcze, kosmetyki, pamiątki czy alkohol. Ten ostatni sprzedawany jest w osobnej strefie i z racji obowiązującej w tym regionie Norwegii prohibicji turyści przy kasie muszą okazać bilet lotniczy. Mieszkańcy dokonują zakupu na specjalne kartki – uprawniające do nabycia określonej ilości trunków.
Ciekawostki na temat Svalbardu
Zanim ruszyłam na Spitzbergen czytałam trochę na jego temat. Poniżej kilka ciekawostek:
- na Svalbardzie nie można się urodzić – choć w stolicy działa szpital, świadczy jedynie podstawową opiekę zdrowotną; kobiety w ciąży odpowiednio wcześniej przed porodem muszą udać się więc na kontynent
- na Svalbardzie nie można zostać pochowanym – choć w Longyearbyen jest malutki cmentarz od dawna nie chowa się na nim ciał – wszystko przez wieczną zmarzlinę, która wyrzuca zwłoki na powierzchnię
- na archipelagu jest więcej niedźwiedzi polarnych (2600) niż ludzi (2300) – niestety okazuje się, że to nie do końca prawda, a bardziej realne szacunki dotyczące populacji tych pierwszych mówią jedynie o grupie ok. 300 osobników
- Traktat Spitsbergeński został zawarty w 1920 r. pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią, Danią, Francją, Włochami, Japonią, Holandią i Szwecją i określał prawa sygnatariuszy do korzystania z zasobów naturalnych archipelagu oraz prowadzenia na jego terenie badań naukowych; w późniejszych latach został podpisany przez ponad 30 dodatkowych państw, w tym Polskę
- Svalbard jest jednym z najdalej wysuniętych na północ osiedli ludzkich
- ludność, która mieszka tu na stałe, to głównie pracownicy, którzy przybyli do Arktyki na kilkuletnie kontrakty
- to w Longyearbyen jest najbardziej wysunięta na północ stacja paliwa na świecie
- głównymi środkami transportu są skutery śnieżne zimą i statki latem
- wokół Longyearbyen istnieje sieć dróg licząca zaledwie 40 km
- na Horsundzie, czyli w południowo zachodniej części wyspy Spitsbergen, działa polska stacja badawcza
- niedaleko portu lotniczego znajduje się Globalny Bank Nasion, czyli miejsce stworzone do bezpiecznego przechowywania nasion roślin jadalnych z całego świata, czyli taka trochę Arka Noego, tyle że nie z fauną a florą 🙂
Podsumowanie kosztów
Termin rejsu: 4-11 czerwca 2024
Rodzaj wydatku | Koszt |
Bilety lotnicze | ok. 2300 zł |
Rejs | ok. 7900 zł (1850 euro) |
Kasa jachtowa | ok. 1500 zł (350 euro) |
Autobus z lotniska do portu | ok. 37 zł (100 kr) |
Razem: | ok. 11 737 zł |